POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Talenty z sąsiedztwa – cz. I Joanna Gąsiorowska

Joanna Gąsiorowska przy pracy fot.: mpr

Bajki poruszają jej wyobraźnię i kreują historie, które ona obrazuje. Joanna Gąsiorowska ma wszelkie zadatki na świetną ilustratorkę, a do tego talent gawędziarski.

Zapraszamy na cykl rozmów z utalentowanymi mieszkańcami naszego powiatu. Trzynastu z nich zaprezentowało swoje prace w kalendarzu na 2020 rok wydanym przez Powiat i zatytułowanym „Talenty z sąsiedztwa”. Styczniowa karta należała do Joanny Gąsiorowskiej z Lisowic (gm. Kostomłoty) i od niej zaczynamy.

– Od kiedy pani maluje? Czy odpowiedz na to standardowe pytanie, też będzie standardowa, że od zawsze?
Nie będzie standardowa, bo powiem, że od kiedy pamiętam (śmiech). Malowałam od przedszkola, aż do połowy szkoły średniej. Zarzuciłam to, bo chciałam dobrze przygotować się do matury. Przybyło obowiązków i zrobiło się mniej czasu... Na studiach znów coś malowałam, ale było to bardzo sporadyczne. Co ciekawe, w podstawówce myślałam, czy nie wybrać liceum plastycznego, ale nie wybrałam. Później w  liceum rozważałam studia w tym kierunku i też się nie zdecydowałam. Wybrałam studia humanistyczne, które miały być konkretniejsze, ale jak już wiem, wcale takie nie są. Być może zabrakło mi wtedy odwagi, bo wtedy wydawało mi się, że artysta musi być kimś wybitnym, szczególnym. Ponadto osoby z mojego otoczenia, które zajmowały się sztuką wydawały mi się strasznie „odjechanie” i ja nie chciałam taka być.
Te moje zmiany decyzji, chyba wiążą się z moim charakterem. Ja co kilka lat funduję sobie takie radykalne zmiany. Teraz chyba wykonuję  już czwarty, czy też piaty zawód w swoim życiu. Ten rok również będzie taki rewolucyjny, bo mam w planie zająć się rysunkiem i to już tak na poważnie…

– To świetna wiadomość dla sympatyków pani rysunków i talentu…
Okoliczności sprawiły, że muszę zostać z młodszym synem w domu i w tej sytuacji zastaje mi rysowanie (śmiech), ale patrzę na to, jak na szansę. Muszę podkreślić, że kiedy wracałam do rysowania dwa lata temu to z przekonaniem, że nie chcę tworzyć sztuki, tylko zająć się stroną użytkową rysunku, czyli ilustracjami. To rzeczy, które podobają się i młodszym i starszym. Oczywiści to zainteresowanie zaczęło się od książeczek, które czytałam i oglądałam ze swoimi dziećmi. Niektóre ilustracje po prostu były po postu brzydkie i dosłownie bolały od nich oczy… Wtedy właśnie stwierdziłam, że chciałabym to zmienić. Oczywiście od tej refleksji do mojego powrotu do tworzenia, dwa lata temu, też minął jakiś czas. Dodam, że na mój powrót miał też wypływ inny, bardziej prozaiczny powód – przestałam  dobrze sypiać i to był mój sposób na nieprzespane noce.

– Poznałyśmy się przy okazji  przygotowywania kalendarza powiatu na 2020 r., lecz pierwszy raz widziałyśmy w styczniu na wernisażu wystawy „Talenty z sąsiedztwa”. To była pani pierwsza oficjalna wystawa?
Bardzo długo wydawało mi się, że tak, ale kiedy opowiadałam o niej mamie, ona wyprowadziła mnie z błędu i  opowiedziała o konkursie w przedszkolu. Moje prace zakwalifikowały się do jakiegoś większego etapu i przez jakiś czas wisiały na ścianach w jednej z wrocławskich galeri. Wiec to był mój pierwszy wernisaż, a ten średzki – drugim. Ale pochwalę się jeszcze jedną wystawą. W Gminnym Ośrodku Kultury w Kostomłotach można obejrzeć moje prace, które stworzyłam z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka.
I przypomniałam sobie jeszcze o konkursie plastycznym organizowanym przez dyskont spożywczy. Stworzyłam kilka ilustracji do książeczki dla dzieci, którą sieć handlowa miała wydać. Konkursu nie wygrałam, ale wysłanie moich prac przełamało chyba mój opór przed upublicznianiem ich.

– Pani rysunki są bardzo klimatyczne, wręcz bajkowe…
Bajkowe, bo inspiracją do nich były bajki czytane dzieciom. Najczęściej właśnie inspiruje mnie przyroda oraz literatura dziecięca. One układają w mojej głowie pewne historie, które ja ilustruję. Dużo prac nawiązuje do „Alicji w krainie czarów”. Jako dorosła osoba wróciłam do tej książki i ona bardzo mnie zafascynowała. Niemniej staram się nie odtwarzać znanych motywów czy postaci. Chciałbym tutaj wspomnieć o moich ulubionych ilustratorkach. Z polskich to Emilia Dziubak, młoda i utalentowana. Jej prace są bardzo malarskie i bogate, pełne ciepła i humoru, często bohaterami są zwierzęta i rośliny.
Mój numer jeden to Wietnamka Khoa Le. Jej twórczość jest trochę niepokojąca i jakby nie z tej ziemi. Tworzy nie tylko dla dzieci. Pierwszą książkę z jej ilustracjami znalazłam przypadkowo w markecie spożywczym. Zachwycona, zaczęłam sama szukać kolejnych i teraz w domu mam sporą ich kolekcje.
Zaczęłam także interesować się tym, co w polskiej ilustracji działo się  wcześniej. Jest taka seria z klasykami dziecięcej ilustracji i też ją mam w domu. W ten sposób bibliotekę z książkami historycznymi zmieniłam na książeczki dla dzieci. Zauważyłam, że nie mam problemów z wydawaniem pieniędzy na książki, ale kupienie butów już boli (śmiech). Kiedy w rodzinie męża pojawiły się małe dzieci Klara i Antosia, to odkryłam, że zamiast zabawek  będę kupować im książki. Trzymam się tego planu, ale znów okazał się bardzo trudny, bo książki, które im wyszukuje są tak cudowne, że  muszą również trafić do mojej domowej biblioteczki… W ten sposób moje kolekcja rośnie i rośnie.

– W jakiej technice powstają te bajkowe obrazy?
Ja bardzo nie chciałam ze swojej twórczości robić jakiegoś „halo”, dlatego rysowałam tym co miałam pod ręką - ołówkiem, cienkopisem, kredkami. Później zaczęłam eksperymentować i sięgnęłam po promarkery i brushmarkery. Kolejnym krokiem było łączenie różnych materiałów np. tuszu z kredką lub kredki z promarkerem. Zdarzyło mi się nawet używać farb akwarelowych, ale to rzadko i do bardzo drobnych elementów. Ostatnio odkryłam kolorowe tusze w butelkach i przyznam, że świetnie mi się z nimi pracuje. Ogólnie eksperymentowałam z tak wieloma technikami i materiami, bo chciałam zobaczy, w jakiej technice poczuję się dobrze i bezpiecznie. I ostatecznie okazało się, że jest nią… tradycyjna kredka.

– Gdzie można obejrzeć pani prace?
Oczywiście oprócz wymienionych wystaw, mam też publiczne konto na Instagramie. Rodzina bardzo długo i mocno mnie namawiała na takie nowoczesne narzędzie, no i mam je. Zaczęłam bezpiecznie, bo pierwszą dodaną pracą był rysunek, który powstał w czasach liceum. Dla mnie bardzo sentymentalny, bo przedstawiający misie, które kojarzą mi się z siostrą, naszym wspólnym pokojem, czyli takimi dobrymi czasami, które odeszły bezpowrotnie… Obiór był chyba dobry, ale ja nie robiłam szczególnej promocji, reklamy swojemu serwisowi. Zaczęłam od misia, a później już poszło… Obiecałam sobie dodawać dwie, trzy prace w tygodniu i udało mi się ten rytm utrzymać. Teraz znajdziemy tam 173 rysunki. Zapraszam do ich obejrzenia, to te najbardziej godne publicznej prezentacji (śmiech).

– Czy, któryś z pani synów idzie powoli w pani ślady?
Młodszy syn bardzo interesuje się książkami.  Lubi je oglądać, układać i opisywać. Dużo też rysuje, ale po swojemu. Nie chcę go nadmiernie zachęcać, bo może wywołać to odwrotny skutek. Bardzo lubię także rysunki starszego syna, tworzy różne „bazgrołki”, historyjki i scenki, niektóre są przezabawne. Widzę w nich duży potencjał, ale gdy mówię o tym synowi patrzy na mnie zdziwiony.

– Pani Joanno dziękuje za spotkanie. Na kolejną rozmowę umówimy się w ramach promocji książeczki z pani ilustracjami, czego pani życzę…

eska

REKLAMA


REKLAMA