W sobotnie popołudnie koszykarze zespołu Polkąty Maximus Kąty Wrocławskie po niezwykle emocjonującej końcówce pokonali Kosz Pleszew 78:77.
Podopieczni trenera Jacka Kolisa zafundowali swoim fanom prawdziwy rollercoaster. Przed spotkaniem mogło się wydawać, że dobrze radzący sobie w tym sezonie żółto-czarni powinni spokojnie poradzić sobie z rywalem z Pleszewa. Choć w sporcie nie wypada rozstrzygać szans na wygraną jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, z pewnością pasjonaci kąckiej koszykówki szykowali się na gładkie zwycięstwo. Obraz gry w pierwszej kwarcie pokazał, że mecz nie będzie jednak spacerkiem. Skuteczność Maximusa pozostawiała wiele do życzenia, a po 10 minutach siedmioma punktami prowadzili goście. W drugiej kwarcie udało się zniwelować stratę do jednego oczka i na przerwę zawodnicy schodzili przy wyniku 34:35. Gorzki smak minimalnej straty osłodził w przerwie Święty Mikołaj, który z uśmiechem na twarzy rozdawał słodkości.
W poprzednim sezonie największą zmorą kąckiej drużyny była postawa w trzeciej kwarcie. Jednak po wznowieniu gry po przerwie w sobotnim meczu można było odnieść wrażenie, że złe demony opuściły już Maximusa. Po nieco ponad 3 minutach przewaga gospodarzy sięgała już 7 punktów, a widzowie liczyli, że ze spokojem obejrzą kolejną wygraną swojego zespołu. Jednak cztery celne trójki gości całkowicie odmieniły całkowicie obraz gry, a Maximus wpadł w kolejny dołek. Przed ostateczną ćwiartką ponownie na prowadzeniu był zespół z Pleszewa, w którego szeregach szarżował mający doświadczenie w Tauron Basket Lidze Grzegorz Małecki. Najciekawsze chwile rozegrały się w ostatniej minucie spotkania przy wyniku 71:77. Pewnie tylko najwięksi optymiści wierzyli jeszcze w zwycięstwo miejscowych, kiedy Damian Ostrowski uciszył ławkę rezerwową gości, trafiając za trzy. Tuż po tym zagraniu szybki przechwyt i kapitan Grzegorz Kaczmarek pakując piłkę do kosza sprawia, że Maximus tracił już tylko punkt. Kiedy akcja gości zakończyła się niecelnym rzutem, a szybką kontrę zakończył niezmordowany Kaczmarek hala w Kątach Wrocławskich wybuchła euforycznym wrzaskiem. Na tablicy świetlnej pozostało już tylko pięć sekund, podczas których goście nie potrafili już zadać decydującego ciosu i szóste zwycięstwo Maxumusa stało się faktem.
Bohaterem spotkania niekwestionowanie został kapitan Grzegorz Kaczmarek, rzucając 33 punkty!
– Wczorajszy mecz stał pod hasłem „Mikołajek”. Obie drużyny postanowiły się obdarowywać wzajemnie „prezentami” w postaci strat, błędów, niecelnych rzutów i braku koncentracji. Na szczęście nam udało się przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Dla nas pierwsza połowa była bardzo zła pod względem celności rzutów. Dobre akcje w ataku kończyły się wymuszeniem fauli, ale zawodziliśmy na linii rzutów wolnych. W przerwie meczu motywowaliśmy się do większej koncentracji. Mimo poprawy w tym elemencie swoimi błędami doprowadziliśmy do bardzo nerwowej końcówki. Myślę, że w głowach zawodnikach już siedziało widmo porażki, ale impuls dany przez Damiana Ostrowskiego (celny rzut za 3 pkt do stanu 74:77) pozwolił nam wrócić do meczu. Wiemy o tym bardzo dobrze, że koszykówka to sport, w którym wszystko się może zmienić w kilkanaście sekund. I my wykorzystaliśmy ten moment. Ciężar ostatnich akcji udźwignął rozgrywający bardzo dobre zawody Grzegorz Kaczmarek (33 punktów, 8 zbiórek, eval 30) i kibice w Kątach Wrocławskich mogli świętować – komentuje spotkanie trener Jacek Kolis.
Polkąty Maximus Kąty Wrocławskie - KS Kosz Pleszew 78:77
Maximus: Kaczmarek (33), Bortliczek (9), Barszcz (8), Ostrowski (8), Giniewski (6), Lipiński (5), Dźwilewski (4), Suprun (3), Bartnicki (2).
pharom
REKLAMA
REKLAMA