Miała być jedną z najważniejszych inwestycji gminy Środa Śląska w ostatnich latach. Dziś mieszkańcy osiedla zwracają uwagę na szereg niedociągnięć w budynku.
Kilka dni temu informowaliśmy o pierwszych lokatorach Osiedla Socjalnego przy ul. Wiejskiej w Środzie Śląskiej. Wówczas zostaliśmy poinformowani, że wszystkie lokale są w bardzo dobrym stanie technicznym i pozbawione usterek. Po publikacji artykułu zgłosili się do nas jego pierwsi mieszkańcy z prośbą o spotkanie.
"Jest tu mnóstwo nienaprawionych usterek"
Lokatorzy osiedla socjalnego pokazali nam swoje mieszkania, a w nich m.in. odpadające kafelki, pękający tynk, czy wilgoć. - W gazecie znaleźliśmy artykuł o naszym osiedlu, w którym czytamy, że nie ma tu żadnego grzyba, ani usterek. Nie wierzyliśmy własnym oczom. Tak naprawdę tu jest pełno rzeczy, które nie działają - mówią mieszkańcy.
Zaczynając od wyrzucania śmieci. Na kilka rodzin, które w tej chwili zamieszkują budynek, jest jeden 240-litrowy kosz na śmieci, z którego korzystać mogą tylko trzy osoby, których adresy są zapisane na kartce. - Nikt z nas nie może z niego korzystać poza tą trójką. Śmieci więc są składowane obok śmietnika. W urzędzie ubiegaliśmy się o podpisanie umów na wywóz śmieci, bezskutecznie. Jak zadzwoniliśmy, by się dowiedzieć czy będą dodatkowe kosze na śmieci, to tylko pani się zdenerwowała, że mieliśmy czelność zawracać jej głowę - mówi jedna z kobiet. Problem ze śmieciami nie jest jedyny. Część osób nie ma w mieszkaniach wody, mimo podpisanych umów. - Przez dwa tygodnie mieliśmy wodę, a teraz już nie. Ci, co jej nie mają, chodzą do sąsiadów, żeby się wykąpać - wyjaśniają mieszkańcy.
Lokatorzy, którzy wprowadzają się do mieszkań, muszą samodzielnie je urządzić. W każdym z lokali w standardzie jest toaleta oraz kuchenki węglowe z podkową. W jednym z mieszkań, w którym byliśmy, był jedynie prysznic bez kabiny, ani nawet brodzika. - Kolega mieszka tu od dosłownie kilku dni, nawet nie zdążył się zadomowić. Przy zlewie odpadła mu połowa kafelek. Wystarczy je delikatnie dotknąć i odpadają. Nie mają się jak trzymać, bo nie mają kleju. W pomieszczeniach widać wilgoć i pękający tynk. Przecieka także dach. Zanim tu zamieszkaliśmy, część pomieszczeń wyglądała, jakby już co najmniej kilka rodzin tu było. Ze ścian odchodzi farba, niektóre z drzwi były połamane. Nie wszędzie też działają wentylatory. Nie mamy także anteny zbiorczej, choć wejścia do niej są w każdym mieszkaniu. Na zewnątrz nie świecą także lampy uliczne - relacjonują lokatorzy.
"Nikt się nami nie interesuje"
Mieszkańcy osiedla zgłaszali usterki w urzędzie gminy. Jednak od miesiąca nikt do nich nie przyszedł, by usterki zweryfikować, czy naprawić. - Byliśmy tylko informowani, że niedługo ktoś przyjdzie. Mijały tygodnie i nikt nie przyszedł. Gmina nas ma gdzieś. Nas uważają po prostu za dzieci gorszego boga - przyznaje jeden z mężczyzn. - Gmina na to osiedle bierze najgorszych ludzi. Nie biorą z dobrych rodzin, tylko tych, którzy nie mają pieniędzy i wciskają ich tutaj. Wszyscy ci, którzy przyjeżdżają tu z dziećmi na osiedle zobaczyć mieszkania, uciekają. Nie ma takich pomieszczeń, żeby rodzice byli osobno i dzieci osobno. Z miasta zabierają tych wszystkich ludzi i zasiedlają z dala od centrum - dodaje kolejny lokator.
- Chcemy, tylko żeby ktoś tu do nas z gminy przyszedł i wysłuchał, co jest źle. Nie chcemy być, tak jak do tej pory jesteśmy ignorowani - podsumowują mieszkańcy.
Aktualizacja 27.07.2018
anbo
REKLAMA
REKLAMA