Aleksandra Krzyżańska to młoda, utalentowana wokalistka. Swoją muzyczną przygodę zaczęła już jako dziecko. Brała udział między innymi w programie "Bitwa na głosy".
Swoją muzyczną przygodę zaczęłaś w wieku 7 lat od programu "Od przedszkola do Opola". Czy już wtedy wiedziałaś, że z muzyką zwiążesz swoje życie?
Ola Krzyżańska: Dokładnie wtedy! Kiedy tylko zobaczyłam Ryszarda Rynkowskiego na scenie, powiedziałam do mamy „Ja też tak chcę!”. Zawsze byłam dzieckiem zdecydowanym, konkretnym jeśli chodzi o naukę czy pasje, rodzice mieli więc pewność, że jeśli zapiszą mnie na zajęcia to nie będzie to jedynie chwilowy kaprys. Od razu po powrocie z Gdańska, gdzie odbywało się nagranie programu, rodzice zapisali mnie do klasy fortepianu w Szkole Muzycznej I stopnia im. Grażyny Bacewicz we Wrocławiu, a Państwo Beata i Stanisław Tomankowie, którzy w tamtym czasie przeprowadzali przesłuchania wstępne do programu, zaprosili mnie do zespołu wokalnego Studium Piosenki, z którym śpiewałam chociażby na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki i Tańca w Koninie. To był bardzo pracowity, a zarazem szczególny czas w moim życiu. Bardzo dobrze wspominam te sześć lat.
Jak wspominasz swój pierwszy kontakt ze sceną?
O.K.- Nie pamiętam żebym się bała, czy stresowała. Raczej nie mogłam się doczekać występu i samego wyjścia na scenę. To jest naprawdę niesamowite uczucie. Mój pierwszy występ sceniczny miał miejsce właśnie podczas programu „Od przedszkola do Opola”, ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że dwieście osób na widowni w studio to nie jedyna moja publiczność. Przecież były jeszcze tysiące osób przed telewizorami! Jednak mając 7 lat najbardziej byłam skupiona na nagrodzie (śmiech). Pamiętam, że wygrałam wtedy między innymi dwumetrowego pluszowego misia i walkmana. To był szał!
Z jakimi problemami zmagają się młodzi wokaliści?
O.K.- Wydaje mi się, że największą przeszkodą jest trema i taka nagła utrata wiary we własne możliwości. Szczególnie w zderzeniu z innymi osobami, na przykład na konkursie. Dzieci są świetnie przygotowane do swojego występu, ale kiedy słuchają pozostałych wokalistów zaczynają zastanawiać się „czy ja w ogóle mam szanse?”. Najważniejsze aby się nigdy nie poddawać i być zawsze sobą, nawet na scenie. Ja zawsze byłam za prawdą i szczerością. Moim zdaniem naturalność zawsze się obroni.
Od ośmiu lat uczysz śpiewu w GOKiS w Kątach Wrocławskich. Czy bardziej ciągnie Cię do solowej kariery wokalnej czy do nauczania?
O.K.- To bardzo trudne pytanie. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie brałam pod uwagę pracy instruktora wokalnego. Zawsze dążyłam do solowej kariery. Jednak kiedy przypadkiem trafiłam do GOKiSu na to stanowisko od razu pokochałam tę pracę i teraz nie wyobrażam sobie robić czegoś innego. Oczywiście, brakuje mi sceny, jednak dziś, po tylu latach w świecie show biznesu wiem, że zawód artysty wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i przeszkodami, na które nie mogę, a raczej nie chcę, sobie pozwolić. Zbyt ważna jest dla mnie rodzina, prywatność, czego niestety nie miałabym, gdybym nadal kontynuowała karierę wokalną. W świecie show biznesu bardzo ciężko o anonimowość. Poza tym dziś nie łatwo jest śpiewać to, co się chce, a muzyka, która jest najbliższa mojemu sercu, zdecydowanie nie jest „radiowa” i myślę, że bardzo ciężko byłoby mi się z nią przebić.
Podczas udziału w "Bitwie na głosy" miałaś możliwość współpracy z takimi artystami jak Kamil Bednarek. Jakie to wrażenia dla młodej wokalistki?
O.K.- To była jednocześnie przyjemność i wyzwanie. Świetnie było przez te kilka miesięcy stać na równi z takimi gwiazdami jak Kamil Bednarek, Edyta Górniak czy Natalia Kukulska i śpiewać wspólnie na jednej scenie. Wielu piosenkarzy poznałam bardziej prywatnie, dzięki czemu mogłam porozmawiać z nimi nie tylko o muzyce. To był też kolejny moment w moim życiu, kiedy ponownie spotkałam się z Ryszardem Rynkowskich w jednym programie. Ciężko było po tym wszystkim wrócić do rzeczywistości.
Które z dotychczasowych osiągnięć cenisz sobie najbardziej?
O.K.- Na pewno udział w programach telewizyjnych takich jak „Bitwa na głosy” czy „Szansa na sukces”. Ale są też sukcesy zdecydowanie nie medialne. Dla młodych wokalistów jest przecież mnóstwo konkursów wokalnych, a wiele z nich przewiduje udział nie tylko amatorów ale i zawodowców. Dlatego bardzo ważne są dla mnie nagrody zdobyte na takich właśnie festiwalach, gdzie musiałam się zmierzyć ze znanymi wokalistami czy aktorami: Międzynarodowy Festiwal „Niemen non stop” w Słupsku (I miejsce), „Pejzaż bez Ciebie” w Bydgoszczy (nagroda główna oraz nagroda publiczności) czy „Festiwal Piosenki i Ballady Filmowej” w Toruniu (nagroda za najlepsze wykonanie piosenki z polskiego filmu).
W jakim repertuarze czujesz się najlepiej?
O.K.- Zdecydowanie ballady, piosenka artystyczna i aktorska. Przez wiele lat zajmowałam się tak naprawdę tylko piosenką aktorską. I chyba całkiem dobrze mi to wychodziło, bo dostałam się nawet do finału Międzynarodowego Konkursu na Aktorską Interpretację Piosenki w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol (śmiech).
Piszesz własne teksty?
O.K.- Piszę, choć tak naprawdę powinnam powiedzieć, że próbuję pisać. Melodia sama do mnie przychodzi, czasem mi się przyśni i potrafię o trzeciej w nocy usiąść do pianina, albo chociaż nagrać się na dyktafon, żeby do rana jej nie zapomnieć (śmiech). Z tekstami nie jest już tak kolorowo. No i zdecydowanie łatwiej pisać mi teksty dla kogoś niż dla siebie.
Muzyka to nie tylko rozrywka, ale i ciężka praca. Co Cię najbardziej relaksuje?
O.K.- Muzyka (śmiech). Tylko, że to szczera prawda! Muzyka jest nieodłącznym elementem mojej pracy, ale nigdy nie mam jej dość. Oczywiście są inne formy spędzania wolnego czasu, które również sprawiają mi przyjemność – bardzo lubię chodzić po górach, eksperymentować w kuchni, czytać kryminały. Ale w trakcie zajęć mam styczność głównie z muzyką popularną, a to właśnie muzyka klasyczna najbardziej mnie odpręża. Uwielbiam po całym dniu pracy położyć się z słuchawkami na uszach i włączyć fragment Wesela Figara Mozarta albo któryś z utworów Griega.
Czy masz jakieś konkretne ulubione miejsce?
O.K.- Oj tak! Kocham Gdańsk. Mogłabym tam mieszkać. To takie miejsce, w którym czuję się jak w domu, mam ciągle dobry humor i takie poczucie, że mogę po prostu wszystko. Zawsze ciężko mi stamtąd wyjeżdżać. Mam wrażenie, że zostawiam tam cząstkę mojego serca.
Jak oceniasz współczesną muzykę?
O.K.- Tak naprawdę dzieje się w niej zarówno wiele dobrego jak i złego. Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do komentowania obecnej sytuacji, mogę jedynie podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Za granicą według mnie jest dużo dobrej muzyki, zaczynając od popu, gdzie królem jest zdecydowanie Justin Timberlake a królową Beyonce, choć po piętach depcze jej już Ariana Grande, przez rock, soul i inne gatunki, w których naprawdę można się zasłuchać, są wartościowe. Niestety polski rynek muzyczny, w mojej opinii, zmierza w bardzo złą stronę. W naszym kraju ciężko jest przebić się osobom ambitnym, naprawdę zdolnym. Bardziej liczy się ciekawa historia życia lub nieszablonowa osobowość niż zdolności wokalne. W radio lecą wydawałoby się wciąż te same utwory, o podobnym schemacie, z banalnym tekstem i oczywistą melodią. Tak, że człowiek słucha kolejnej piosenki i od pierwszych dźwięków ma wrażenie, że ją zna, że gdzieś ją już słyszał… Trochę zamykamy się na inne gatunki muzyki niż pop, a szkoda! Mamy w Polsce wiele pięknych, soulowych barw, ale trzeba wiedzieć gdzie takiej muzyki szukać, bo na wyciągnięcie ręki mamy teraz tak naprawdę disco polo.
Olu, powiedz na koniec czego możemy Ci życzyć?
O.K.- Od ośmiu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą, więc może jeszcze troszkę cierpliwości? (śmiech) I tego, żeby nigdy nie kończyły mi się muzyczne pomysły!
Dziękujemy!
pharom
REKLAMA
REKLAMA