POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Nietypowe podróżnicze trio - mama, córka i pies

Podróże Ines i Anety Ormańczyk fot.: archiwum prywatne

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Podróżowanie to ich pomysł na siebie. Aneta, Ines i Frutus Wspaniały przemierzają świat, poznają go i dzielą się nim na blogu Nieustanne Wędrowanie.

Ines i Aneta Ormiańczyk to mama i córka, które wspólnie podróżują. Te dwie kobiety łączy wyjątkowa więź. Są przykładem silnych i niezależnych kobiet, które spełniają swoje pasje i marzenia podróżując. 

Kim są? - Przede wszystkim jesteśmy mamą i córką, blogerkami, podróżniczkami. Oddzielany nasze życie zawodowe od tego po za nim. Wtedy nasza pasja zajmuje pierwsze miejsce. Tworzymy wspólnie prawdopodobnie bardziej popaprane stado niż leniwiec, mamut i tygrys z „Epoki Lodowcowej”. Oprócz naszej dwójki podróżuje z nami nasz pies - Frutus - wspólnie odpowiadają podróżniczki.

Początek przygody 

Okazuje się, że pasję do podróżowania można dziedziczyć. - U mnie ta chęć poznawania świata była od zawsze, po prostu. Ale to zasługa mamy. Jako dziecko do kołyski miałam czytane nie bajki tylko książki podróżnicze. Od zawsze to wędrowanie jest ze mną i we mnie. W wieku 11 lat przyszłam do mamy i powiedziałam jej, że chcę jechać do Maroka. No i jak miałam 18 lat to pojechałam - opowiada Ines.

- U mnie przede wszystkim zaczęło się to od książki. Książki podróżnicze i historyczne, które do dziś są moją wielką pasją. Z początku podróżowałam w świecie książkowym, chociaż tak też, ale dużo mniej. W przeciwieństwie do mojej córki. Ona dużo czytała, ale od razu wszystkie te marzenia i plany realizowała. I tego jej chyba zazdroszczę i podziwiam za to - dodaje Aneta. Córka tak wciągnęła swoją mamę w podróżniczy rytm, że i ona zaczęła swoją przygodę. Już nie książki, a realizacja konkretnych planów sprawiła, że dziś obie kobiety nie wyobrażają sobie życia bez podróż. 

Relacja mama-córka

Dzisiaj nie wszyscy mają to szczęście, aby dogadywać się ze swoimi dojrzałymi już pociechami. Często dzieci 'wiedzą lepiej od rodziców'. W tym przypadku relacja mama-córka, rodzic-dziecko jest można by rzec wzorowa. - Mimo przyjaźni nie zaciera się między nami ta relacja rodzica i dziecka. Dalej nieustannie martwię się o nią, gdy wyjeżdża gdzieś beze mnie. Ale gdy jesteśmy razem na wyjeździe to często czuję się jak małe dziecko z mamą, ponieważ ona potrafi mną kierować i wtedy opiekować się - wyjaśnia Aneta, która wielokrotnie podkreśla, że może liczyć na swoją córkę.

- Po za tym, że jesteśmy matką i córką to przede wszystkim jesteśmy przyjaciółkami. Moja mama ma więcej do powiedzenia, gdy jesteśmy w domu. Natomiast w podróżach to ja jestem tą decydującą i mama w pełni poddaje się moim sugestiom, bo po prostu mam w tym większe doświadczenie. Uzupełniamy się nawzajem - mówi Ines.

Jednak jesteśmy tylko ludźmi i nawet najbardziej zgodne osoby mają swoje kryzysy. - Zawsze coś takiego może się zdarzyć. Najczęściej jak już podróż daje nam w kość, jesteśmy zmęczone, głodne. Człowiek marzy o kąpieli, a tu droga jeszcze daleka. Jesteśmy tylko ludźmi i emocje potrafią nami rządzić. Jesteśmy obie bardzo temperamentne. Ale wtedy potrafimy się uspokoić i dociera do nas, że kłótnie są bez sensu - wyjaśnia Aneta. 

Nie boimy się jechać stopem

Nieustanne Wędrowanie niejednej osobie kojarzy się z wyprawami, gdzie jedzie się stopem. - Najczęściej jest to podróżowanie stopem, ale nie tylko. Autobusy, samochody, rower, pociągi, samoloty. Chyba podróżowałyśmy już każdym możliwym środkiem transportu. Lubimy podróżować stopem bo wtedy mamy okazję do poznania kolejnych osób. A ludzie chętnie pomagają - wyjaśnia Aneta.

Zapytane czy nie boją się podróżować w ten sposób odpowiadają jednomyślnie. - Nie. Jak wsiadam do autobusu to też jadę z obcą osobą. Mało tego z wieloma obcymi osobami. Nie zdarzyło się nam, żebyśmy miały jakieś przykre doświadczenie z takim sposobem podróżowania. Ludzie dobrze na nas reagują, pytają, gdzie się wybieramy, kim jesteśmy. Później nawet mamy tak, że gdzieś nas odnajdują. Przez naszą stronę albo facebook'a i pytają jak zakończyła się nasza podróż - mówi Ines.

Ciężka wyprawa do Pielaszkowic i niesamowita Kuba

Jaka była ich najlepsza i najgorsza podróż? - Najciężej wspominam naszą wycieczkę do Pielaszkowic na nogach. To było tyle kilometrów na nogach w tą i z powrotem w upale. To była naprawdę ciężka wędrówka. Lubię poznawać nowe miejsca. Myślę, że szkoda czasu wracać tam, gdzie już się było. Ale lubię wracać na naszą Ślężę. Mam do niej sentyment i mile są wspominam - wyjaśnia mama.

- Moim najcięższym wspomnieniem podróżniczym jest wycieczka na stopa na nasze polskie morze. Miałam ciężką podróż, nieodpowiedni sprzęt, spakowana tak, że... To była ciężka wyprawa z deszczem w tle i 20 złotych w portfelu. Najlepszą wyprawą, którą będę wspominać to Kuba. Ten miesiąc był ciężki, ale i obfity w wiele niesamowitych wspomnień. Tu też było ciężko, ale jednak ten kraj wywarł na mnie takie wrażenie. Nie do opisania - mówi Ines.

Pies, który był już niemal wszędzie

Oprócz kobiet podróżuje z nimi mały towarzysz. Frutus Wspaniały, 8-letni pies siłacz, który widział już nie jedno miejsce, a i mógłby być wspaniałym przewodnikiem po Dolnym Śląsku. - Frutus jest już niemal dla nas jak człowiek i wierny towarzysz podróży. Jeździ z nami stopem, autobusem, w koszyku rowerowym. Podróżuje z nami od około trzech lat - opowiada Aneta, która nie kryje dumy z siły i wytrwałości swojego pupila.

- Początki były trudne bo bał się jazdy, ale teraz jest zupełnie inaczej. Jak widzi samochody to biegnie za nimi bo chce wsiąść. Jest bardzo dzielny i silny, bardzo dużo potrafi przejść. Ludzie wspaniale na niego reagują. Raz tylko zdarzyło nam się, że ktoś odmówił nam podwózki z nim, ale to tylko dlatego, że przewoził jedzenie - dodaje Ines.

Panie mają bloga, który jest swego rodzaju dziennikiem podróżniczym. Znajdziemy tu wpisy z ich przygód, ale i ciekawostki z miejsc leżących na Dolnym Śląsku. Jeśli chcecie je jeszcze bliżej poznać to zapraszamy na Nieustanne Wędrowanie.

anbo

REKLAMA