Piotr Kuryło (43 lata) przebiegł wokół kulę ziemską. Spotykał wilki, grzechotniki i złych ludzi. O swoich przygodach opowiadał uczniom z Malczyc.
Maratończyk pochodzi z małej wioski spod Augustowa. Służył w wojskach powietrzno – desantowych w Krakowie. Ciągnąc specjalny wózek, w którym był namiot, rzeczy i żywność przebiegł dziesiątki krajów świata. W Malczycach opowiadał uczniom o swoich przygodach, strasznych i zabawnych sytuacjach.
- W Pirenejach spotkałem na drodze wilka. Obserwował mnie czujnie i na tym się skończyło. W Tajdze w obawie przed niedźwiedziami spałem na moście. Nigdy nie przy brzegu rzeki. W Arizonie normą były grzechotniki – opowiadał były komandos.
Spotykał dobrych i złych ludzi. Niektórzy widząc, że biegnie częstowali go herbatą, zapraszali do domu na obiad. Inni na przykład w Hiszpanii poszczuli go psem. W trakcie biegu przez USA często zatrzymywała go policja.
- Funkcjonariusze tłumaczyli, że kierowcy mają problem z ominięciem mnie i mojego ekwipunku na zatłoczonej drodze. Był problem, bo nie znam języka angielskiego – dodaje Piotr Kuryło.
Wózek z ekwipunkiem waży ok. 70 kilogramów. Niestety podczas przeprawy przez rzekę w Portugalii stracił wózek wraz z ładunkiem. W trakcie biegu wokół kuli ziemskiej zużył 15 par butów.
Rozmowa z ultramaratończykiem i byłym komandosem:
- Ile kilometrów przebiegłeś w biegu dookoła ziemi?
- Łącznie dobre 20 tysięcy kilometrów. Biegłem przez Polskę, Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Stany Zjednoczone, Rosję, Kazachstan, Łotwę i Litwę.
- W Polsce powstaje coraz więcej grup eksploracyjnych, które organizują różne ekstremalne wycieczki. Co należy zabrać w taką podróż, co najważniejsze jest do przetrwania: nóż, krzesiwo, woda, opatrunki?
- Przy sobie trzeba mieć wiarę, że się szczęśliwie wróci do domu. Oczywiście często trzeba korzystać z rzeczy, które ma się pod ręką. Ważny jest dobry nóż wielofunkcyjny, zegarek i źródło ognia. W tym wszystkim ogień jest chyba najważniejszy. Odstrasza dzikie zwierzęta i ogrzewa organizm, czyli pomaga człowiekowi przetrwać. Oprócz tego ważne są różne drobiazgi np. nici do zszywania ran, apteczka i środki bakteriobójcze.
- Miałeś wiele przygód z policją. Niektórzy funkcjonariusze np. w Stanach byli nieufni i mówili, że jesteś „crazy”. Inni podziwiali i robili sobie zdjęcia z tobą.
- Były różne sytuacje. Myślę jednak, że trzeba wytłumaczyć tylko, o co chodzi i gdzie się wędruje. We wszystkich wyprawach najważniejsze jest, aby ludziom patrzeć prosto w oczy i mówić tylko prawdę. Nie należy też wdawać się w jakieś dyskusje. To wszystko. W Rosji ludzie są gościnni. Częstowali mnie alkoholem, ale ja nie piję.
- Zdarzyło się, że zachorowałeś w trakcie biegu?
- Raz miałem stan grypowy. Trwał jeden dzień. Na stacji paliw w Rosji poprosiłem o lekarstwa. Choroba przeszła.
- Często w trakcie biegu naprawiałeś wózek?
- Najwięcej łatałem dętki i opony. Na drodze leży wiele różnych przedmiotów, dlatego najczęściej łapałem gumy.
- Kim jesteś z zawodu? Jakie masz hobby?
- Właściwie oprócz biegania lubię murować. Z zawodu jestem murarzem. Pierwszy dom zbudowałem, gdy miałem 18 lat, dziś mam 43, więc trochę zbudowałem. Przydało mi się też wojsko. Służyłem w "czerwonych beretach" w Krakowie.
- Co w planach?
- Spod Augustowa zamierzam się przenieść w okolicę Krakowa i otworzyć szkołę dla biegaczy pod nazwą „Szkoła Sparty”.
Jacek Bomersbach
REKLAMA
REKLAMA