POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Rozpoczął się sezon na kradzież... pszczół

Zenon Zięba fot.: akme / em24.pl

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

- W ubiegłym roku straciłem 11 uli. Każdy wart średnio 400 zł. Policja stwierdziła jednak, że to zbyt mała szkodliwość czynu - żali się Zenon Zięba, pszczelarz z Lipnicy.

Zenon Zięba jest mieszkańcem Lipnicy, wsi położonej na terenie gminy Środa Śląska. Jego rodzina od pokoleń zajmuje się hodowlą pszczół. Ma 10 pasiek, w każdej po kilka rodzin pszczelich. Sprzedaje między innymi pierzgę w miodzie, miód lipowy oraz miód wielokwiatowy. Zanim zbierze pierwsze tegoroczne "plony" czeka go gro pracy. Już teraz wie, że zbiory będą o 30% mniejsze, niż jeszcze kilka lat temu. Pszczół jest coraz mniej.

- Ma na to wpływ kilka czynników. Po pierwsze choroby i tu przede wszystkim warroza - komentuje Zenon Zięba. - Ostatnio coraz częściej mówi się też o małym chrząszczu ulowym - pasożycie czerwiu pszczelego i szkodniku miodu, pierzgi i plastrów - zaobserwowanym we Włoszech. Myślę, że kwestią czasu jest jego migracja do Polski. Swój wpływ na populację owadów mają też rolnicy, którzy często, pomimo zaostrzonych przepisów, w godzinach lotów pszczół stosują opryski. A przecież wiedzą, że bez owadów nie będzie zbiorów. Dwie ostatnie grupy, których działanie odbija się na pasiekę, stanowią wandale i złodzieje - dodaje pszczelarz.

W kręgach pszczelarskich w ostatnim czasie otwarcie mówi się, że na zachód od stadionu wrocławskiego, aż do granic powiatu średzkiego po zachodniej jego stronie znajduje się teren, który złodzieje uli i pszczół upodobali sobie najbardziej. 

- To tutaj notuje się najwięcej kradzieży - komentuje Jan Biernacki, członek zarządu Wojewódzkiego Dolnośląskiego Związku Pszczelarzy we Wrocławiu. - Nie dalej jak kilka dni temu rozmawialiśmy z pszczelarzami należącymi do związku i nigdzie indziej nie notuje się takich strat, jakie mają miejsce na zachód od Wrocławia. W ubiegłym roku złodzieje ukradli na tym terenie około 130 uli. W tym zanotowaliśmy już 32 kradzieże i to na pewno nie koniec ich procederu. 

Jak informuje Zenon Zięba - działania policji ograniczają się jedynie do przyjęcia zgłoszenia, pobieżnych czynności sprawdzających i... poinformowaniu o umorzeniu śledztwa z powodu nie wykrycia sprawcy.

- Proponowaliśmy policji, że jeśli nie mają sprzętu, to zwrócimy się do marszałka o pomoc finansową i odpowiedni zakup, ale nasza propozycja przeszła bez echa - komentuje Zięba. - Sami też montujemy kamery czy nadajniki GPS, ale wiadomo, że na wszystkich ulach się nie da, bo wiąże się to z ogromnymi kosztami, poza tym złodzieje zawsze są krok przed nami. Wiedzą gdzie i jak szukać zabezpieczeń. Proponowaliśmy policji, że wystawimy tzw. przynętę - poświęcimy kilka uli, ale i ta propozycja wydawała się funkcjonariuszom niedorzeczna - dodaje zrezygnowany przedsiębiorca, który w rozmowie z nami przyznaje, że często pszczelarze mają podejrzenia co do tego, kto jest złodziejem lub kto kradzież zlecił, ale sami, bez wsparcia policji, nie mogą zajrzeć do potencjalnie skradzionego ula, aby móc stwierdzić: "tak, to mój".

Przedsiębiorca z Lipnicy ubolewa nie tylko nad znikomymi efektami pracy policji, ale też nad faktem zszargania opinii osób wykonujących zawód pszczelarza.

- Jestem w stanie zrozumieć wandala. Pszczoła mogła go użądlić, więc szukając zemsty wyładował się na ulu. Złodzieja zrozumieć nie potrafię. Pszczelarz od wieków uznawany był za osobę bezgranicznie uczciwą. A kto jak nie pszczelarz wie, który ul należy ukraść, aby mieć z niego największy pożytek? - pyta retorycznie Zenon Zięba. - Jeśli widzę, że z pasieki zniknęły najlepsze, najsilniejsze rodziny, to oczywistym jest, że złodziej musiał je obserwować od dłuższego czasu i się na tym po prostu zna - dodaje.

Pszczelarz zwraca też uwagę na zaobserwowaną zależność. Gdy raz udało się ustalić sprawców dokonanych zniszczeń na terenie jednej z pasiek położonych w pobliżu Środy Śląskiej, wandale na jakiś czas zostawili ule w spokoju. - Gdyby policja się wykazała i zatrzymała złodzieja, a następnie sąd wymierzyłby stosowną karę, to jestem pewien, że następcy dwa razy by się zastanowili, czy faktycznie warto ryzykować. A teraz mam wrażenie, że jesteśmy pozostawieni sami sobie. Przestępcy niestety też to wiedzą - kończy Zięba.

akme / em24.pl

REKLAMA


REKLAMA