Niewykrywalne miny betonowe, czołg, którym gaszono ropę w Karlinie i inne ciekawe przedmioty można oglądać w Muzeum Wojsk Inżynieryjnych we Wrocławiu.
Muzeum znajduje się na terenie Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych przy ulicy Obornickiej we Wrocławiu. W pawilonach zgromadzono cuda techniki saperskiej i inżynieryjnej od czasów drugiej wojny światowej do lat 80. Ciekawostką jest urządzenie – elektrownia EWN – 35. Żołnierz obsługujący elektrownię musiał zakładać specjalne ubranie izolujące z fosforobrązu. Po rozłożeniu siatki i uruchomieniu elektrowni, prąd o napięciu 10 tys. woltów raził wroga na wielokilometrowej przestrzeni. Padały przy tym również wszystkie zwierzęta w okolicy.
- Kilkusetmetrową siatkę rozkładano na terenach podmokłych podczas konfliktu radziecko – chińskiego w latach 50. Wroga raził prąd wytwarzany w polowej elektrowni wysokich napięć – opowiada Jerzy Maziarz, dawny opiekun izby, który pokazywał urządzenie.
Interesujące były również izraelskie miny przeciwpiechotne, nieco większe od pudełka zapałek i amerykańskie miny kulkowe (guava), których używanie jest zakazane.
- To szklana mina przeciwpiechotna oraz tekturowa z zapalnikiem chemicznym. Jest też betonowa produkcji niemieckiej. Nie posiadają części metalowych, dlatego trudno je wykryć – tłumaczy kustosz.
Czołg gasił ropę w Karlinie
Cztery dni przed wprowadzeniem stanu wojennego w Karlinie (dawne woj. koszalińskie) nastąpiła potężna eksplozja ropy i gazu ziemnego. Ogień rozświetlający okolicę buchał na wysokość 130 metrów, a płomień miał temperaturę 900 stopni Celsjusza. Akcję gaśniczą na żywo transmitowała telewizja, a temat nie schodził z czołówek gazet. Specjalny sztab ratowniczy przez kilka dni zastanawiał się, jak ugasić ogień. Było to szczególnie trudne z powodu wysokiej temperatury uniemożliwiającej podejście do słupa płonącej ropy. Najpierw zdecydowano się usunąć fragmenty zawalonej wieży wiertniczej.
- Posłużył do tego przerobiony na maszynę inżynieryjną czołg T – 55, który zamiast lufy ma 25-metrowy wysięgnik skonstruowany do trudnych operacji technicznych – opowiada Jerzy Maziarz. Po akcji maszyna wróciła do jednostki inżynieryjnej we Wrocławiu.
Jak ostatecznie zakończyła się akcja? W resztę urządzenia (prewneter) strzelono z armatohaubicy 152 mm. Po jego wysadzeniu przystąpiono do gaszenia. Na słup ognia skierowano wodę z 23 działek i po kilkunastu minutach ogień stłumiono. Z pożarem walczono prawie miesiąc.
Amerykańscy żołnierze: muzeum very good
W gablotach znajdują się zapalniki czasowe, współczesny ciężki miotacz ognia, strój nurka głębinowego z kilkukilogramowym obciążeniem oraz makiety mostów – prace dyplomowe studentów. Są też mapy i zdjęcia z powodzi stulecia. Sporządzono również listę nazwisk saperów poległych podczas rozminowywania i oczyszczania terenów z amunicji podczas II wojny światowej, jak i dzisiejszych misjach pokojowych.
- Łącznie 3 tysiące nazwisk poległych oficerów, chorążych i szeregowych żołnierzy – kończy żołnierz.
Oglądanie eksponatów zrobiło wrażenie na holenderskich saperach i żołnierzach z Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych West Point.
Jacek Bomersbach
REKLAMA
REKLAMA