W Fabryce Tworzyw i Farb (ZTiF) w Mąkolnie koło Złotego Stoku produkuje się proch czarny. Zakład istnieje od siedemnastego wieku. Od tego czasu zginęło w nim kilkadziesiąt osób. Chcieliśmy porozmawiać, jak wygląda produkcja i zobaczyć fabrykę, ale szef firmy nie znalazł dla nas czasu.
Chcieliśmy też porozmawiać o przyszłości firmy i kryzysie, który dotyka przedsiębiorstwa z branży chemicznej. Nieoficjalnie mówi się, że zakład znalazł się w fatalnej kondycji finansowej. Z kolei inne źródła mówią, że firma pnie się do góry i chce wzbogacić swój asortyment o produkcję prochu nitrocelulozowego. Niestety w obu tych sprawach dyrekcja milczy. Dlatego o fabrykę zapytaliśmy w Urzędzie Gminy Złoty Stok.
- Wiemy tyle, co pan. Nieoficjalnie powiem, że nasz urząd ma fatalne relacje z zarządem spółki. Kompletnie nie wiemy, co się tam dzieje – tłumaczy anonimowo jeden z urzędników.
W 2009 roku rozmawialiśmy z pracownikami i mieszkańcami Mąkolna.
- Nie mamy żadnych tajemnic, bo produkcja prochu jest stara jak świat. Owszem w latach 50. w zakładzie panował reżim, ale czasy się zmieniły. Obecnie produkujemy ładunki prochowe do odstrzeliwania bloków skalnych – tłumaczył wówczas Maciej Król, dyrektor techniczny w Mąkolnie.
Fabryka pod specjalnym nadzorem
Dyrekcja wyjaśnia, że zakład znajduje się pod specjalnym nadzorem i aby wejść trzeba posiadać specjalną przepustkę. Na terenie firmy obowiązują tajemnice. Nie wolno obcym pokazywać wydziałów. Zakład w Mąkolnie istnieje od 1692 roku. Wtedy ruszyła produkcja prochu dymnego, a później lontów na potrzeby górnictwa. Po wojnie zakład „Lignose” przemianowano na Wytwórnię Chemiczną nr 7. W latach 50. zakładom produkującym materiały wybuchowe w Polsce nadawano numery. Przykładowo Zakłady Tworzyw Sztucznych „Pronit” w Pionkach nazwano Wytwórnią Chemiczną nr 8.
- W 1958 roku zakład zmienił nazwę z Wytwórni Chemicznej Nr 7 na Zakłady Chemiczne „Termoplast” w Mąkolnie. Dwa lata później powstały cztery nowe oddziały. Produkowano wówczas 200 ton prochu rocznie i 19 kilometrów lontu – opowiada Kazimierz Morawski ze Złotego Stoku, który interesuje się historią Mąkolna.
Jak wyglądają niebezpieczne wydziały? Jakie panują obostrzenia BHP? W jaki sposób dokonuje się groźnych operacji suszenia i mieszania materiału, gdzie najmniejsza iskra może spowodować wybuch? O to zapytaliśmy pracowników siostrzanej fabryki w Pionkach, która oprócz prochu produkuje nitroglicerynę, pociski artyleryjskie, eter etylowy oraz plastyczny materiał wybuchowy (PMW). Dyrekcja Zakładów Produkcji Specjalnej w Pionkach jest bardziej otwarta na rozmowę.
- W Mąkolnie znajdują się identyczne urządzenia, jak na naszych wydziałach prochu czarnego. Budynki są z pewnością zabezpieczone wałem ziemnym lub grubym murem, który chroni przed tzw. efektem domina. W tej branży zgubna jest rutyna i to ona pochłania najwięcej ofiar – tłumaczy Grzegorz Życimski, emerytowany pracownik z Pionek.
Groźne mielenie składników
Jak wygląda produkcja prochu? Początkowo miesza się ze sobą składniki: saletrę potasową, węgiel i zmieloną siarkę. Poszczególne operacje polegają na mieszaniu składników (w stanie wilgotnym), suszeniu, prasowaniu placków prochowych, rozdrabnianiu, ziarnkowaniu i polerowaniu. Następnie proch pakowany jest do skrzyń i przewożony do magazynu. Najbardziej niebezpieczne jest rozdrabnianie materiału w młynach, dlatego urządzenia włącza się poza bunkrem.
- W przeszłości zdarzały się wypadki, kiedy ludzie obsługujący urządzenia ginęli w wyniku eksplozji. Inną niebezpieczną czynnością jest przesiew prochu przez sita – dodaje Życiński.
Według złotostockiej kroniki pierwszy wybuch w fabryce w Mąkolnie odnotowano w 1878 roku. W powietrze wyleciały dwa budynki. 28 lat później wybuch zabił dwóch pracowników oddziału w Chwalisławiu. Największa tragedia nastąpiła w 1904 roku. Zginęło 8 pracowników. Podmuch niszczy część fabryki i pobliskie domy. Detonację słyszano w Kłodzku, Ząbkowicach i Nysie. Cztery lata później kolejna eksplozja niszczy bęben polerowniczy w budynku, gdzie produkuje się proch. W następnych latach zginęło kolejnych 4 robotników. Przyczyny eksplozji nie są znane.
- Trudno wyjaśnić przyczynę, gdy budynek znika z powierzchni ziemi, a wraz z nim ludzie i urządzenia. W takich sytuacjach przesłuchuje się już tylko pracowników, którzy wcześniej opuścili wydział – tłumaczy Gabriel Bryś, były pracownik Zakładów Tworzyw Sztucznych „Nitron” w Krupskim Młynie, gdzie w przeszłości dochodziło do wielu eksplozji nitrogliceryny.
PS. Dane niektórych osób zostały zmienione.
Jacek Bomersbach
REKLAMA
REKLAMA