W maju tego roku uruchomiono wrocławskie Centrum Biznesu „Grafit”, które miało służyć głównie kupcom z dawnego targowiska przy placu Grunwaldzkim. Jednak obiekt przy ulicy Namysłowskiej zamiast przyciągać klientów świeci pustkami, a główni zainteresowani zaczynają wypowiadać umowy najmu.
Grafit to sześciokondygnacyjny budynek, z podziemnym parkingiem, w którym trzy piętra zajmują powierzchnie biurowe, a parter i pierwszy poziom stanowi 149 stoisk handlowych. Koszt jego budowy wyniósł 36 mln zł. Obiekt miał być pewnego rodzaju rekompensatą ze strony miasta dla kupców wyrzuconych z dawnego targowiska przy placu Grunwaldzkim. Początkowo handlowcy byli zainteresowani nowym miejscem pracy i wykazywali dużą aktywność przy zabieganiu o inwestycję oraz brali udział w pracach przygotowawczych. Jednak na deklaracjach o zajęciu niemal wszystkich lokali handlowych się skończyło. Zamiast 90 procent obecnie zajęta jest około połowa stoisk, a hala od majowego otwarcia świeci pustkami.
- Hala Kupiecka nie jest i nie będzie centrotwórczą galeria handlową. To typowy obiekt o zasięgu lokalnym, osiedlowym. Oczywiste jest, że wrocławianie nie będą zjeżdżać do Grafitu tak, jak odwiedzają Pasaż Grunwaldzki czy Galerię Dominikańską – twierdzi Dariusz Ostrowski, prezes Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej S.A., która z ramienia miasta odpowiada za inwestycję.
Zaprzecza również, że Grafit jest za słabo promowany podając przykład sobotnich promocji, bonów zakupowych, kooperacji z instytucjami osiedlowymi m.in. szkołami, parafiami i ośrodkami pomocy społecznej.Zniechęceni i rozczarowani brakiem zysków kupcy coraz liczniej składają wypowiedzenia umowy najmu. Zawarte są one na czas nieokreślony, a każda ze stron ma zagwarantowane prawo jej wypowiedzenia w okresie 3 miesięcy bez konieczności podawania przyczyny. Grafit działa więc przeciwnie niż większość obiektów handlowych we Wrocławiu, gdzie dominują umowy na czas zamknięty i trudno je wcześniej rozwiązać.
- Nikt nikogo nie zmusi do prowadzenia działalności handlowej, na której stowarzyszeniom kupieckim tak bardzo zależało. Rozważanych jest kilka wariantów dostosowania działalności hali do sytuacji rynkowej. Jeśli mimo różnych wysiłków z naszej strony utrzyma się nieprzyjazna atmosfera i brak chęci po stronie kupców, będziemy rozważać różne warianty, do tych skrajnych włącznie. A firmy dyskontowe cały czas pukają do naszych drzwi – podkreśla Ostrowski.
Sylwia Stwora/Express-Miejski.pl
REKLAMA
REKLAMA