Na Dolnym Śląsku jest niewiele żmij. Największe skupiska gadów zlokalizowano pod Jelenią Górą. My odwiedziliśmy miejsce w Polsce, gdzie żyje najwięcej jadowitych żmij zygzakowatych.
Dawniej sporo żmij zamieszkiwało w Bieszczadach. Powodował to czysty klimat i sprzyjające warunki naturalne. Jednak z napływem przemysłu turystycznego gady przeniosły się do lasów. Odwrotnie jest w centralnej Polsce w rejonach miejscowości: Kuźnica, Przysucha, Januchta, Zapniów, czy Ruski Bród (województwa świętokrzyskie i mazowieckie). Tutaj na podwórkach ludzie muszą kosić trawę i nosić drewniane kije, aby ewentualnie obronić się przed atakiem gada.
- U nas żmije wychodzą z lasu i można je spotkać przed domem. Syna ugryzła w kolano. Widać było dwie ranki po zębach jadowych. Odwieźliśmy go do szpitala, gdzie dostał surowicę. Ból był nieprawdopodobny. Naszego psa Maxa żmija ugryzła w okolicę oka i w szyję. W tych miejscach zeszła mu sierść. Zwierzę przeżyło, choć stan był ciężki – opowiada Teresa Wietrzykowska, sołtys Kuźnicy.
Dlaczego w tym rejonie jest najwięcej żmij? W promieniu ok. 200 kilometrów nie ma żadnego dużego przemysłu. Żmije lubią spokój i czyste środowisko.
- Dawniej istniała Fabryka Wyrobów Metalowych w Przysusze, zakłady Hortex i różne spółdzielnie. Rolnicy dbali o pola, wykaszano też trawę przy rzece Radomce. Obecnie nikt o to nie dba, a zarośnięta ziemia leży odłogiem. To powoduje, że zwierzęta podchodzą coraz bliżej gospodarstw – tłumaczy Antoni Gębski, mieszkaniec Kuźnicy.
Po ugryzieniu krew nie krzepnie
Ugryzienie żmii zygzakowatej jest niebezpieczne dla dzieci i osób starszych. Po ugryzieniu na skórze widać ranki. To ślad po zębach jadowych. Żmija wprowadza nimi jad do organizmu człowieka. Powoduje on rozpad krwinek czerwonych, zaburzenia krzepnięcia krwi i uszkodzenie naczyń. Jad najsilniejszy jest wiosną. Typowym objawem ugryzienia jest wyraźna opuchlizna. Towarzyszy temu silny ból. Inne objawy to poty, zawroty głowy, wymioty, biegunka i wysoka temperatura. W ciężkich zatruciach występuje wstrząs objawiający się osłabieniem, bladością, uczuciem zimna, przyspieszeniem akcji serca i spadkiem ciśnienia krwi. Wśród mieszkańców istnieje przekonanie, że jeśli ugryzła nas żmija, a zawiadomienie lekarza jest niemożliwe, to najlepszym antidotum jest alkohol.
- Napicie się wódki powoduje rozkład jadu rozprowadzonego w organizmie. Znam ludzi, którym uratowało to życie. Pech chciał, że akurat w szpitalu w Przysusze zabrakło surowicy – mówi Edward Janikowski, mieszkaniec Końskich.
Innego zdania jest Marek Pastuszek z działu gadów wrocławskiego ogrodu zoologicznego.
- Alkohol powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych oraz szybsze krążenie. W efekcie toksyny szybciej rozchodzą się po organizmie. Parę lat temu w Polsce odnotowano kilka przypadków śmierci po ukąszeniach żmij. Jednak w ostatnich latach nie było żadnego śmiertelnego przypadku – informuje pracownik zoo.
Ludzi chronią gumiaki
My żmije spotykaliśmy w pobliżu namiotu oraz w chaszczach opuszczonego domu w Kuźnicy. Gady, jaszczurki i padalce często wygrzewały się na ścieżce prowadzącej do namiotu. Kilka razy dziennie żmieje spotykaliśmy w lesie. Największy problem mają ludzie utrzymujący się ze sprzedaży jagód i grzybów.
- Zachowanie gadów znam doskonale. Dlatego wszyscy nosimy grube gumiaki. Nadepnięta żmija potrafi bardzo mocno wbić zęby jadowe w buta. Jej uderzenie jest dosyć silne. Jednak ugryzienia osób pracujących w lesie zdarzają się bardzo rzadko – podkreśla Agnieszka Zagdańska z Janowa.
Sołtys Kuźnicy przestrzega turystów, aby przyjeżdżając w ten rejon byli wcześniej ubezpieczeni. Osobę ugryzioną czeka nie tylko zastrzyk z surowicy, ale również parodniowa obserwacja w szpitalu. Nieubezpieczony turysta może zapłacić za leczenie nawet kilka tysięcy złotych.
Jacek Bomersbach
REKLAMA
REKLAMA