Pomiędzy Sośnicą a Strzeganowicami. Na drodze do Zachowic nie ma już drzew owocowych. fot.: Stanisław Cały
Przed samą wojną i w latach czterdziestych na terenach obecnego powiatu wrocławskiego przeprowadzono akcję sadzenia drzew owocowych przy drogach szutrowych i gruntowych. Prace te zakończyły się obsadzeniem poboczy 33 tysiącami drzewek.
Przesiedleńcy ze Wschodu, którzy nastali po wysiedlonych Niemcach, mieli więc całe aleje młodych drzew owocowych.
– Pamiętam, jak w latach powojennych chodziliśmy z chłopakami na czereśnie, gruszki, jabłka. Były to odmiany, które dzisiaj trudno już spotkać. Rolnicy, którzy przejęli gospodarstwa indywidualne, mieli jakieś sady. Ale dzieci robotników z majątków, które potem w 1949 roku nazwane zostały PGR-ami, nie miały dostępów do tych sadów. A było to dobre miejsce zaopatrzenia w owoce. Mama suszyła je w piekarniku i w trochę wystudzonym piecu chlebowym po wypieku chleba. Później wykorzystywała je na kompot z suszonych owoców na wigilię.
Już po latach lubiłem jechać drogą do Zachowic w czasie kwitnienia czereśni. Wieczorem w świetle reflektorów samochodowych jechało się kwietnym tunelem. To niezapomniany widok – wspomina Stanisław Cały z Tyńca Małego.
Do dzisiaj przy wielu drogach pomiędzy wsiami można jeszcze natknąć się na resztki ze starych alei owocowych, pamiętających wojnę. Niestety, niewiele już pozostało z tych 33 tysięcy posadzonych drzewek.
MW
REKLAMA
REKLAMA